30 kwietnia 2007

dzień 4.

sugerując się prognozami pogody oraz faktem wczorajszego deszczu (po deszczu zazwyczaj dobra widoczność) udaliśmy się dziś na najwyższy szczyt beskidu śląskiego – skrzyczne (1257m). na górę tę prowadzi dwuetapowy wyciąg krzesełkowy, którym warto się przejechać z powodu pięknych widoków oraz emocji jakie budzi jazda nim, tym bardziej że przyjemność ta kosztuje tylko 9 złotych a trwa ponad 20 minut. w takim czasie właśnie wyciąg wyniósł nas na szczyt 750 metrów ponad szczyrk, skąd rozpościera się jedna z najpiękniejszych i rozleglejszych panoram w polskich górach. zgodnie z moimi przeczuciami widoczność była wspaniała. na północ widać było dziesiątki kilometrów śląska, na południu rozciągało się pasmo beskidu żywieckiego z dominującym pilskiem (1557m) i babią górą (1725m) oraz ośnieżone tatry. bliżej skrzycznego, tuż u jego zboczy leży kotlina żywiecka wypełniona mnóstwem wsi oraz jeziorem żywieckim. na zachód i północny-zachód rozpościera się widok na cały beskid śląski, który jest celem naszego wyjazdu. przemarznięci od wiejącego mroźnego wiatru udaliśmy się zielonym szlakiem, pokrytym od czasu do czasu śniegiem, na malinowską skałę (1152m). po posiłku wśród gromady dzieci zeszliśmy przez malinów (1117m) do szczyrku salmopol.

w tle bielsko-biała:

widok na kotlinę żywiecką i beskid mały:

widok na beskid żywiecki. w tle babia góra (1725m):

widok na tatry:








ten sam dzień inaczej

29 kwietnia 2007

dzień 3.

po słonecznym i upalnym dniu w nocy spadł deszcz. ranek przywitał nas chłodem, mgłą i wilgocią, czyli tym co tak uwielbiam w górach. zdecydowaliśmy pomimo braku widoków wybrać się w góry. wsiedliśmy zatem w bus do bielska i kolejką gondolową wjechaliśmy na szyndzielnię (1028m). otuleni wszechotaczającą nas mgłą kontemplowaliśmy niesamowity klimat który stwarzała. zielonym szlakiem trawersując główny grzbiet udaliśmy się do schroniska pod klimczokiem (1117m). zjedliśmy zupę pomidorową oczekując rozejścia się chmur by podziwiać widoki ze szczytu, jednak mgła zagęściła się jeszcze bardziej. zawiedzeni nieco tym faktem zeszliśmy niebieskim szlakiem do szczyrku, który prowadzi wysoko położonymi (ok 800-900m, a szczyrk leży na wysokości 500m!) osiedlami mieszkalnymi.











ten sam dzień inaczej

28 kwietnia 2007

dzień 2.

pobudka przed ósmą. szybkie mycie i śniadanie. po dziewiątej, już w autobusie na przełęcz salmopolską (934m), gdzie zjedliśmy śniadanie. reszta dnia wyłącznie na piechtę, 16 kilometrów. z przełęczy czarnym szlakiem bardzo widokowym pasmem starego gronia (791m), z którego zeszliśmy do brennej. w sklepie doładowaliśmy baterie poweradem. jak się później okazało skutek był odwrotny. zamuliliśmy idąc po asfalcie niekończącą się brenną. uczucie zmęczenia potęgował niemiłosierny upał oraz absolutny brak wiatru. za ostatnim przystankiem pks znakami żółtymi wspięliśmy się na przełęcz karkoszczonkę (729m), skąd powoli zeszliśmy do szczyrku.













ten sam dzień inaczej

27 kwietnia 2007

dzień 1.

kilka następnych notek będzie zawierało zdjęcia oraz opis tras przez nas przebytych w trakcie wyjazdu w beskid śląski. więcej informacji jak nam się żyło i co robiliśmy na kompot śliwkowy.

dzisiejszy dzień typowo poprzyjazdowy. pokój zdobyty za pierwszym podejściem. za 28zł duuuży pokój, z duuużym łóżkiem, telewizorem, łazienką i co najważniejsze w samym centrum szczyrku. po rozpakowaniu i drzemce rozeznanie po mieścinie w której przyszło nam żyć przez 6 następnych dni. najpierw sanktuarium najświętszej maryi panny na górce, potem skocznia narciarska biła, spacer pod wyciąg na skrzyczne i w końcu szukanie bankomatu, sklepu oraz apteki, czyli miejsc nam niezbędnych do przeżycia.

25 kwietnia 2007

tutorjals

na wykład dzisiaj nie poszedłem mając na względzie chęć dłuższego spania oraz koło z angola. wsiadłem więc po jedenastej w autobus mając cały czas nadzieję, że to drugie się nie odbędzie. zmobilizowani całą grupą osiągnęliśmy cel - kolokwium po świetach. w zamian za to odbył się w końcu, obiecywany od ponad miesiąca ‘1 z 10’. wynik konkursu niezwykle zaskakujący ;) wygrał roman. zabrakło słówek, żeby gościa zagiąć :))) po angielskim tradycyjnie stołówka, a potem ponad godzinny leżajsk na ławce przed novum w grzejącym słoneczku, i w oczekiwaniu na laby z tk.



nawinęła się w tym czasie taka jedna, to żem natrzaskał jej zdjęć ;)





na labach spłodziliśmy program uruchamiający lcd-ka i wyświetlający na nim literkę A, po czym trochę okrężną drogą wróciliśmy do domu. przygotowałem parę rzeczy do jutrzejszego pakowania, wyprałem spodenki i poczytałem na jutrzejszą teletransmisję. teraz chce mi się spać i jestem już myślami daleko stąd, gdzieś na południu...



eluvium – all the sails
stars of the lid – humectez la mouture

24 kwietnia 2007

targi innowacyjności

zdjęcia z w/w targów na naszej uczelni.









tymczasem idę wkuwać słówka z angola.

tomasz bednarczyk - i see you

23 kwietnia 2007

już tuż tuż

wczoraj wieczorem wybraliśmy się na koncert kultu w vanilla club. była to moja pierwsza wizyta w tym klubie, i nie powiem, wrażenie jest pozytywne. przede wszystkim na plus robi jego wielkość, duża przestrzeń no i co najważniejsze - nagłośnienie. myślę, że w ostatniej kwestii jest to jeden z liderów pod tym względem w bydgoszczy. szkoda, że na codzień w vanilli rządzą białe kozaczki oraz gorące czternastki na prochach w różowych paskach. no cóż. bynajmniej wiem, że na koncerty warto tam chodzić. jeśli chodzi o sam występ kultu, to były to (oprócz murcofa) najlepiej wydane pięniądze w tym roku. długi, ponad dwu i pół godzinny koncert na którym brzmiały głównie stare utwory, z albumów które najbardziej do mnie trafiają. na koniec pociśnięty bis. mianowicie polska, wolność i krew boga znakomicie uwieńczyły ten wieczór.

stars of the lid - humectez la mouture

dzisiaj rano pojechaliśmy na kordeckiego do działu archiwów naszej uczelni, w celu sfotografowania interesujących nas planów utp. pani z którą się umówiliśmy w piątek, wpuściła nas do pomieszczenia z szafami wypełnionymi setkami teczek, w których znajdowały się stosy projektów większości budynków uniwersytetu. przekonaliśmy się jak wiele pracy kosztuje powstanie samego pomysłu i projektu na wybudowanie budynku. należy przecież zrealizować: projekty architektury (czyli rzuty wszystkich kondygnacji, fundamentów, dachu oraz wszelkie przekroje), konstrukcji (co z jakiego materiału zbudowane), instalacji gazowej, elektrycznej, kanalizacyjnej oraz telefonicznej. my spośród tego wszystkiego wygrzebaliśmy interesujące nas rzeczy, które obzdjęciowaliśmy i podpisaliśmy. zajęło nam to bite dwie i pół godziny. ogrom tego projektu zaczyna mnie naprawdę przerażać. jestem sowicie przekonany, że będzie on zdawany dopiero we wrześniu.

patryk_t – on the road

popołudnie to już tradycyjna zamuła, czyli kimacz, słuchanie muzyki oraz tv. wkurza mnie fakt środowego kolokwium z angola. nie chce mi się wkuwać ponad trzystu słówek, mając w perspektywie czwartkowy wyjazd w góry tym bardziej, że prognozy pogody są naprawdę optymistyczne. dzisiaj wieczorem wypad do tesko w celu zrobieniu zakupów na wyjazd.

eluvium – we say goodbye to ourselves
eluvium - taken

jeśli chodzi o muzykę, to w dalszym ciągu pochłaniam tylko i wyłącznie ambienty. zmieniła się jednak troszkę stylistyka tego gatunku. zniknęły bity, szelesty, glitche, clicki i inne tego typu upiększenia. zostało natomiast samo sedno, czyli melodia oraz brzmienie. rozpływam się głównie przy powyższym.

patryk! wspaniale, wspaniale! czyńże swoją powinność dalej ;)

22 kwietnia 2007

3 razy 22

zdjęcia z wczorajszej imprezy urodzinowej romana, karola i skinnera:


















21 kwietnia 2007



windy&carl - marble dream
windy&carl - consciousness

20 kwietnia 2007

nafing speszial

ostatnimi dni nic nadzwyczajnego się nie działo. jak nie na uczelni to w domu. jak w domu to spanie, albo słuchanie muzyki. totalnie wsiąkłem w ambienty, a szczegółowiej, to nonstop na plejliście widnieje fennesz, off the sky i biosphere. nie mogę się uwolnić od tych przepięknych dźwięków. najwięcej emocji dostarcza mi venice fennesza. w moim mniemaniu jedna z najlepszych płyt wszechczasów muzyki elektronicznej. niesamowity klimat, oraz oryginalne, niespotykane brzmienie charakterystyczne tylko dla christiana. arcydzieło.
wczoraj był koncert 3moonboys z cyklu muzycznego „inaczej”. mnie osobiście bardziej podszedł ten w węgliszku. było wówczas bardziej postrockowo, teraz coś a’la architecture in helsinki, czyli na wesoło i skocznie.

pościągałem parę nowych rzeczy:


17 kwietnia 2007

pacz 3

dziś po raz pierwszy od niepamiętnych czasów, budzik zadzwonił niemiłosiernie wcześnie rano o 6:30. fakt ten mój organizm odczuwał do końca dnia. objawiało się to ewidentnym zmuleniem, zaspaniem oraz syndromem ciężkich powiek. w takim stanie należało przetrwać dwa wykłady. systemy cyfrowe tradycyjnie minęły szybko, natomiast telekomutacja - jak zwykle ciekawa. jestem w dalszym ciągu pełen podziwu dla ogromnej wiedzy pana maszewskiego. jego wykłady to nie tylko sucha teoria, ale również anegdoty oraz przykłady oparte na praktycznych doświadczeniach prowadzącego.

biosphere - algae & fungi part 1

po uczelni wizyta w replice w celu skserowania planów ‘audytorium novum’ na nasz projekt z pk. spodziewałem się, że koszt skserowania sześciu sztuk nie przekroczy dziesięciu złotych. jednak bardzo się myliłem. zapłaciliśmy dwa razy więcej :) w trakcie wykonywania naszych kserokopii kilku klientów repliki odebrało swoje, przy czym średnia zapłaty wynosiła 40 złotych. jeśli w ciągu pięciu minut mają oni takie wpływy, to nie myślę ile ludzie im zostawiają kasy miesięcznie. sądzę, że koszty jakie ponieśli na zakup wszystkich maszyn kopiujących (a jest trochę tego i to do formatów znaaacznie większych niż A3) zwróciły się w krótkim czasie.

biosphere – cannon hill

16 kwietnia 2007

pogoda nadal skutecznie mnie kusi, by spędzać czas na świeżym powietrzu. po niezbyt interesujących wykładach, kupiłem w tesko obiecany przez siebie szampon, zjadłem obiad, po czym wsiadłem na rower. dzisiaj trasa na południe od bydgoszczy. płasko, bezwietrznie, głównie wioskami. mając na uszach najnowsze art of fighting pomknąłem do brzozy bydgoskiej, gdzie skręciłem w prawo na łabiszyn. po drodze zrobiłem tę oto fotkę skrawka pola:



w łabiszynie czmychnąłem w prawo przez mostek na rynarzewo. jest to mój ulubiony fragment tej trasy, bowiem najpierw prowadzi lasami, po czym nagle pojawiają się szerokie połacie pól i łąk nadnoteckich. zresztą sami popatrzcie. czyż nie jest tam przepięknie?!?



za rynarzewem wpadłem na szosę z szubina do bydgoszczy, którą mknąłem nie schodząc poniżej 27km/h. jak na trzeci wypad w tym roku, czułem się naprawdę dobrze. w sumie 55km.

fennesz - circassian

15 kwietnia 2007

kanapka

co to jest idealna, smaczna kanapka? to taka kanapka, na której dokonując jakiegokolwiek gryza, zawsze trafi mi do ust ogórek, pomidor, rzodkiewka, czy cokolwiek innego, różnego od chleba posmarowanego masłem, z wyschniętym serem. nienawidzę również sytuacji, gdy masło przytłacza smak składników kanapki. w moim domu niestety jest to bardzo częste zjawisko, ponieważ masło znajduje się w lodówce, a to powoduje, że jest niemożliwe do rozsmarowania. jest ono wówczas krojone niczym plastry sera, co powoduje, że zachodzi powyższe.

na szczęście jem teraz idealną, smaczną kanapkę.

14 kwietnia 2007

na zielono

korzystania z wiosny ciąg dalszy. dzisiaj rowerem moją tradycyjną trasą do żołędowa,potem strzelec dolnych i przez zamczysko do domu. jechało się wspaniale głównie dlatego, że było praktycznie bezwietrznie. w sumie 50 kilometrów.



kaolin - cette roche



arovane - tascel 7