zgodnie z obietnicą, którą zadałem jakieś dwa miesiące temu, oraz niedawno pożegnanym rokiem 2007, nadszedł czas by umieścić tutaj moje osobiste muzyczne podsumowanie roku. od razu napominam, że wszystkie poniższe odczucia i opisy są czysto subiektywne, wypływające wyłącznie ode mnie.
rok '07 dokonał niemałych zmian oraz poszerzenia mojego gustu muzycznego. w pierwszej jego połowie napawałem się głównie muzyką post-rockową, shoegazem. inaczej mówiąc podchodziły wszelkie gitary przepuszczone przez efekty, byle były jak najbardziej rozmyte. z biegiem czasu jednak przestawało mi to wystarczać. nowe produkcje explosions in the sky, do make say think, interpol i innych kapel starej okołopost-rockowej gwardii nie wniosły żadnej świeżości. wszystko oparte było na znanych już schematach. powielone.
trzeba było zatem wgłębić się w coś nowego, świeżego, by miały przy czym „spadać kapcie”. tak też zacząłem wnikać coraz głębiej w muzykę elektroniczną, a uściślając bardziej w szeroko pojęty ambient, drone music oraz glitch. zaczęła również do mnie docierać muzyka klasyczna, jednakże nie w czystej postaci, lecz wmieszana w wyżej wspomniane gatunki. tak też dotarłem do wspaniałych artystów jak marsen jules, forestflies, library tapes, nwvm, oraz na nowo odkrywałem znane firmy jak eluvium oraz william basinski. im bliżej końca roku, tym z głośników płynęła muzyka co raz cięższa w odbiorze, z luźną i abstrakcyjną konstrukcją utworów. początek bieżącego roku planuję poświęcić na dalsze wgłębianie się właśnie w taki obszar muzyki. doceniam minimalizm, w którego formie doszukuję się inspiracji artystów.
po krótkim wstępie przyszedł zatem czas na przedstawienie moich głównych albumów-faworytów, które zostały wytłoczone w roku 2007. kolejność od pozycji czwartej, nie jest równoważna ze stopniem mojego upodobania.
1. stars of the lid – and their refinement of the decline

jest to zdecydowana płyta roku, która stoi wysoko ponad wszelkimi innymi wydawnictwami. piękno absolutne, spokój idealny. panowie, adam wiltzie oraz brian mcbride, musieli chyba osiągnąć stan nirvany na czas nagrywania tegoż albumu. inaczej nie potrafię wytłumaczyć faktu powstania jednego z piękniejszych tworów muzycznych jakie było dane usłyszeć ludzkości. płyta ta napawa mnie takim spokojem i ciepłem jak żadna inna rzecz/czynność/cokolwiek na świecie.
stylistyka albumu różni się nieco od dotychczasowej twórczości stars of the lid. nie czuć na nim surowości dronowych gitar oraz ambientowego chłodu. jest za to wiele elementów muzyki klasycznej (pianino, skrzypce), które zostały przez wspomnianych panów przerobione, by utrzymać specyficzny i jedyny w swoim rodzaju klimat stars of the lid.
2. deerhunter – cryptograms

„cryptograms” to płyta wyjątkowa, porównywalna w swojej koncepcji do rockowego albumu wszechczasów „ok computer”. tak tak, nie przesadzam. osobiście zespół deerhunter określam jako radiohead 21. wieku. jest to formacja która może nie odkrywa nowych kontynentów w muzyce, ale potrafi wykorzystać jej dotychczasowy dorobek na swój bardzo specyficzny i oryginalny sposób. cryptograms nie jest płytą łatwą w odbiorze. co bardziej nerwowego słuchacza może wprowadzić w stan niemałej furii, a to z powodu swojego psychodelicznego charakteru. „cryptograms” można podzielić na dwie wyraźne części, oddzielone utworem octet. pierwsza, jest głośna, chaotyczna, momentami noise'owa. psychodelicznego smaku dodaje „megafonowy” wokal charyzmatycznego wokalisty. w drugiej części słyszymy za to przyjemne gitarowe piosenki, z których każda mogłaby zostać wielkim przebojem (pomijam oczywiście radia typu rmffm, zet, itp). ostudzają one nasze nerwy, przenosząc swoim klimatem gdzieś w lata 70-80. „cryptograms” zostało wydane pod etykietą wytwórni kranky. fakt ten objawia się w muzyce w postaci charakterystycznego rozmazanego brzmieniowo gitarowego grania. pozycja obowiązkowa, lecz wymagająca kilkukrotnego przesłuchania.
3. william basinski – shortwavemusic oraz el camino real


grzechem by było pominięcie tego pana, tym bardziej, że wydał w 2007 roku dwa nowe albumy. albumy wyjątkowe, zarazem bardzo się różniące. jako pierwszy, bo już w marcu, światło dzienne ujrzało dzieło „shortwavemusic”. william poszedł do przodu, zmieniając nieco stylistykę swoich utworów. po pierwsze jest ich więcej, bo aż pięć. po drugie nie słyszymy nic z elementów muzyki klasycznej, brak tu jakiejkolwiek melodii. są za to surowe, analogowe dźwięki będące wynikiem eksperymentów z krótkofalowym radiem. utwory żyją swoim życiem, jednakże zloopowane dźwięki nie zanikają. nie mamy do czynienia z motywem śmierci utworu, jaki występował w serii „disintegration loops”.
po trudnym w odbiorze, ciężkim dziełem jakim było z pewnością „shortwavemusic”, basinski raczy nas lekkim i pięknym pięćdziesięciominutowym utworem el camino real. w tym przypadku mamy powrót do starej, dobrej stylistyki polegającej na ciągłym powtarzaniu kilkunastosekundowego motywu. motywowi temu jednak niewiele brakuje do arcydzieła d|p3, czyniąc el camino real utworem jednym z lepszych i godnych uwagi w dorobku williama.
4. epic45 – may your heart be the map

albumów post-rockowych w tym roku pojawiło się sporo, jednakże niewiele skupiło moją uwagę na dłuższy czas. jednym z wyjątków jest właśnie wydawnictwo formacji epic45. zespół ten również poszedł do przodu dodając do swojej muzyki wiele elementów elektronicznych. ze starego stylu grupy pozostały miłe dla ucha melodie oraz wyjątkowo delikatne i przyjemne brzmienie gitar. wszystko to wymieszane w odpowiednich proporcjach stworzyło pozycję godną uwagi, do której często wracam. na płycie, gości również uwielbiany przeze mnie antony harding, występujący pod pseudonimem july skies. swoim specyficznym wokalem oraz brzmieniem gitary idealnie wkomponowuje się w muzykę epic45, wprowadzając nieco spokoju, zwalniając tempo albumu.
5. concert silence – 09.22.07

matthew cooper (znany jako
eluvium) wystąpił kilka razy z panem charlesem buckinghamem, czego skutkiem stało się wydanie darmowego, sześcioutworowego wydawnictwa 09.22.07. wg mnie, jest ono zdecydowanie ciekawsze od solowej płyty eluvium „copia” wydanej również w 2007 roku. mamy na nim do czynienia z minimalistycznymi melodiami zagranymi na pianinie i skrzypcach zapewne przez pana coopera, okraszone, a nierzadko zagłuszone przez abstrakcyjne, elektroniczne dźwięki. pozycja ciekawa, tym bardziej, że dostępna za darmo
tutaj.
6. library tapes – höstluft

jak już jesteśmy przy stylistyce modern classic, to nie wypada nie wspomnieć o library tapes. w 2007 roku wydali dwa albumy, z czego ciekawszą pozycją jest „höstluft”. na pierwszy przesłuch wydaje się on nudnym efektem brzdąkania pianinie. jednakże dopiero wtedy, gdy posłuchamy jej w idealnej ciszy, skupieni, usłyszymy przyjemny szum w tle oraz glitch’owe „skrobanie”. to właśnie te dodatki sprawiają, że zostajemy przeniesieni w inną rzeczywistość... mnie ta muzyka przenosi gdzieś nad jezioro. jest wieczorna pora, zmierzch. nad wodą unosi się lekka mgła. powiewy co raz to chłodniejszego powietrza zmuszają mnie do założenia swetra. siedzę na drewnianym tarasie domku letniskowego bujając się na drewnianym krześle. nie muszę się przejmować całym światem, gdyż jestem tylko ja i otaczająca mnie natura. w powietrzu czuję zapach budzących się na noc kwiatów. panuje spokój, harmonia...
autor projektu library tapes, tworzy również jako forestflies. wydał on pod tym pseudonimem ciekawą pozycję „variations of trees”, która nie tylko z nazwy przywodzi na myśl dzieła williama basinskiego. na płycie znajduje się jeden, czterdziestominutowy utwór. jego zawartość można określić jako mieszaninę basinskiego i tima heckera.
7. radiohead – in rainbows

panowie z radiohead kazali nam czekać aż cztery lata na swój kolejny album. obietnice o wydaniu go wiosną 2006 roku okazały się mrzonką, podobnie jak i kolejne podawane przez nich terminy. „godziną zero” okazał się 10 października 2007 roku, kiedy to było możliwe zakupienie w postaci mp3 pierwszego cd, dwupłytowego „in rainbows”. wniosek jest jeden. opłacało się tyle czekać i niecierpliwić. płyta jest bardzo dobra, jak zresztą cała twórczość radiogłowych, których muzyka w moim życiu odegrała szczególną rolę. należę do frakcji zwolenników, którzy twierdzą, że thom i spółka pokazali już światu nowe, innowacyjne rzeczy, a teraz zostało im po prostu tworzenie dobrych płyt. wywiązują się z tego obowiązku w stu procentach. na „in rainbows” (mowa tylko o cd1) znajdziemy 10 bardzo dobrych, łatwo wpadających w ucho piosenek, jak zwykle perfekcyjnie zagranych. płyta nie ma gorszych i lepszych stron. jest po prostu na wysokim poziomie.
8. daniel blomqvist – skallberget

wydana w maju pod etykietą netlabelu autoplate płyta szwedzkiego muzyka w moim mniemaniu zasługuje na debiut roku. znajdziemy na niej kawał porządnej elektroniki, od dubu, ambient po glitch. płyta jest różnorodna, rozwija się z biegiem czasu. jej początek to surowy, minimalistyczny dub, który tworzy dość mroczny nastrój. jednak z utworu na utwór klimat łagodnieje, byśmy w ostatnich utworach raczyli się delikatnymi dźwiękami gitary. pan blomqvist udzielił się również na płycie „a summer frost and a winter thaw” wydanej przez arrial, remiksując jeden z jego utworów. remiks ten z pośród wszystkich siedmiu jest moim faworytem, co skłania mnie do dalszej obserwacji muzycznych poczynań pana blomqvista.
9. the white lodge – twilight vision

na tę dwuosobową formację, którą tworzy małżeństwo państwa Groux, wpadłem dość niedawno. mieszkają na farmie we wschodniej części USA, gdzie powstała również ich debiutowa płyta „twilight vision”. wypełniają ją nieco psychodeliczne ambient-folkowe dźwięki stworzone przy użyciu wielu instrumentów. dominują oczywiście gitary, lecz można usłyszeć również pianino, flet i najróżniejsze dzwonki. wszystko to oparte na dronowym podkładzie, który momentami buduje dość ponury nastrój.
10. piano magic – part monster

muzycy tej angielskiej grupy, której chyba nie muszę przedstawiać, mają na swoim dorobku wiele płyt. jednak „part monster” wyróżnia się spośród pozostałych swoją odmienną stylistyką. utwory, które stały się piosenkami, są weselsze, bardziej optymistyczne. dotychczasowa post-rockowa muzyka piano magic idealnie pasowała do klimatu kraju z którego zespół pochodzi. tegoroczne wydawnictwo jednak zawiera rockowe piosenki, z których większość spokojnie można by puścić w komercyjnym radiu. wszystkie perfekcyjnie zaplanowane i co najważniejsze zagrane. swój geniusz muzycy piano magic udowodnili również występując na mysłowickim off festiwal, gdzie obok iliketrains zagrali, najlepszy koncert.
swoje podsumowanie skończę na powyższych dziesięciu pozycjach. można by wymienić jeszcze kilkanaście innych ciekawych albumów, a także zapewne wielu istotnych brakuje. na wszystko to mają wpływ głównie moje upodobania muzyczne, które nie są przecież nieskończone, a także ograniczony czas. w roku 2007 swoje płyty wydali też m.in. roy montgomery, murcof, great lake swimmers, art of fighting, destroyalldreamers, iliketrains, port-royal, strategy, off the sky, seefeel, wspaniały boat club, interpol, i wiele wiele innych zespołów.