25 listopada 2007

no więc weekend był

poseminaryjne „wakacje” mające osiągnąć swoje apogeum w weekend musiały przeczekać pierwszą część piątku - oczywiście z racji praktyk. kontynuowaliśmy dalsze porządkowanie archiwów, zaczynając pracę od projektów w przyczajonym kartonie. następnie mieliśmy od razu się zabrać za mapy, jednak szef nam na to nie pozwolił. 2 godziny pracy to za dużo, nie wolno się za bardzo przemęczać :) z racji tego do szklanek polały się drinki z żubrówką oraz martini. w międzyczasie pawełek dostał opieprz za nieróbstwo :) w trakcie picia tematy krążyły głównie wokół zakładania swojej firmy oraz warunków życia w innych krajach europy. wyszło na to, że trzeba mieć znajomości – czyli nic zaskakującego, ale też nic pocieszającego. po prawie godzinie przerwy wzięliśmy się w końcu za mapy. krótko po czternastej, wszystkie według roczników leżały uporządkowane w kartonie. morał z dnia praktyk: „trudno i niezręcznie jest wycenić swoją pracę”.

nwvm – oratory clout
stars of the lid – requiem for dying mothers part 1

piątkowe popołudnie miałem spędzić w domu w oczekiwaniu na dzień następny. koło szesnastej zadryndał jednak telefon. zadanie do spełnienia: stawić się u śliwki o 19stej. tak też się stało. przed klatką stał już krowiec, którego po drodze zgarnąłem. wieczór typowy, jak to bywa w naszym trójkowym składzie. radosław jak zwykle biegał co chwile do komputera by odpalić jak najwięcej filmików oraz snuł opowieści o wszelkich możliwych tanecznych teleturniejach. było też  nieco o niejakim „muzykancie”. ciekawe co z tego wyniknie :) nie obyło się bez procentów. wypiliśmy w końcu czekoladkę, którą otworzyliśmy cztery miesiące temu na słowacji. na szczęście obyło się bez komplikacji..



krowiec poszedł do domu przed 22. zaczęliśmy wówczas wielkie weekendowe wylegiwanie, przerwane jedynie sobotnią wizytą w tesko oraz u mnie, po odtwarzacz dvd. strasznie brakowało mi tego typu lenistwa. prognozy pogodowe się nie sprawdziły, więc o zdjęciowaniu nie było mowy. były za to godziny leniuchowania, filmy, stiksy i ekstremalne objadanie się (np. zestaw: popcorn, czekolada, flaki, inozytol, fantazja). beztroski weekend zapewne by potrwał do niedzieli wieczór, gdyby nie koło z linuxa. mimo to, było wspaniale :)


założyłem w końcu konto na flickr, na które zapraszam do oglądania moich zdjęć. sukcesywnie będą pojawiać się tam nowe, o ile czas na to pozwoli.