21 listopada 2007

at last

nareszcie doczekałem się dzisiejszego dnia. dnia w którym zmienił się w końcu mój tryb życia oraz cele na najbliższe kilka tygodni. jeszcze wczoraj, kilka godzin przed godziną zero sytuacja nie wyglądała najlepiej. moje referowanie było zwykłą plątaniną słów, jąkaniną. w głowie pełen galimatias, a pośród niego gdzieś głęboko myśli by przełożyć prezentację na następną środę. pomyślałem jednak, że kolejnego tak monotematycznego tygodnia już nie wytrzymam. jak się okazało, było warto. język sam się rozplątał i myślę, że wyszło nienajgorzej. sorki, że musieliście się tak długo męczyć ;)

boat club – memories
pan•american – amulls

dzisiejszego popołudnia planowałem w końcu odpocząć. wynikło jednak, że praktycznie zaraz po powrocie z uczelni wylądowałem z mięchem i olisem przed kompem. sytuacja taka może oznaczać tylko jedno – grę w pesa. po kilku meczach rozegranych na jego nowej wersji stwierdziliśmy, że szóstka wymiata najbardziej. graliśmy w sumie ponad sześć godzin. w międzyczasie moja mama przyniosła porcję tostów, która wzbudziła w co poniektórych dziwne reakcje :)



ostatnie dwa tygodnie był to okres postu w fotografii. ochota na chwycenie za aparat i wylegnięcie z nim gdzieś w plener dawno nie była tak silna. pocieszające są prognozy na weekend, więc zapewne wybędę poza miasto.