dzień 1.
tradycją się stało, że dojeżdżając do wrocławia, zastaję to miasto w deszczu. podobnie było tym razem. układ pociągów oszczędził nam jednak siedzenia na wilgoci i chłodzie. po przyjeździe na dworzec, szybko i sprawnie przeskoczyliśmy do stojącego już pociągu zmierzającego w stronę kłodzka. dwugodzinna podróż, tym razem w pierwszej klasie, bez historii. w większości przespana.
do kłodzka dotarliśmy o godzinie 8:04 rano. na dworcu pks okazało się, że niestety o trzy minuty za późno. na autobus do lądka przyszło nam czekać półtorej godziny. marznąc na dworcowej ławce zjedliśmy śniadanie, obserwowaliśmy przechodzące ‘głupim krokiem’ zwierzęta oraz słuchaliśmy muzyki. pks przyjechał punktualnie. dwudziesto pięciokilometrowa podróż do lądka trwała blisko czterdzieści minut i kosztowała ponad siedem złotych. zdecydowanie jeden z droższych pod tym względem regionów, w jakich miałem okazję podróżować.
kwaterę zaplanowaliśmy w miejscowości lądek zdrój. określana jako kurort i najstarsze polskie uzdrowisko mieścina, okazała się być bezludną dziurą. dwugodzinne szukanie wolnego pokoju w cenie do dwudziestu złotych przerodziło się w bezcelowe pałętanie po tamtejszych uliczkach. noclegi owszem były, ale najtańszy po 30 zł za noc. w 70% domach do jakich zapukaliśmy drzwi ani drgnęły, wiec nie było nawet okazji zapytać o warunki. zmęczeni noszeniem plecaków i zniechęceni brakiem opcji na wynajęcie pokoju zdecydowaliśmy udać się do pobliskiego stronia śląskiego. w oczekiwaniu na pks skoczyłem jeszcze popytać o nocleg w dolnej części lądka. w jednym z hoteli pani recepcjonistka podała mi numery telefonów do kilku kwater w stroniu. zadzwoniłem do pierwszej z nich, pokoi gościnnych przy miejscowym basenie, gdzie można rzekomo dostać nocleg w okolicy 20zł.
zaraz po przyjeździe do stronia udaliśmy się w kierunku basenu, gdzie zagubiony jednodniowy portier pokazał nam cztery kilkuosobowe pokoje. my usatysfakcjonowani warunkami wybraliśmy sobie jeden z nich. początkowo odczuwaliśmy niedosyt z braku czajnika, lecz wieczorem okazało się, że w ośrodku jest kuchnia z której możemy korzystać za darmo.
pomimo dużego zmęczenia podróżą nie zdecydowaliśmy się pójść spać. w zamian za to udaliśmy się na spacer po stroniu oraz górującej nad nim przełęczy pod chłopkiem (730 m n.p.m.). w drodze na nią piękne widoki na stronie oraz góry bialskie. te pokryte żółtymi, jesiennymi liśćmi na drzewach, prezentowały się w popołudniowym słońcu wyjątkowo cudnie. kolorytu dodawała niezwykle nasycona zielenią trawa oraz ostre, błękitne niebo. w okolicy przełęczy zlokalizowany miał być kamieniołom, którego moim zdaniem nie było. ślivka gorąco protestowała, podkreślając swoje wyobrażenie o wyglądzie takiegoż kamieniołomu :)
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home