23 sierpnia 2007

pantoflaższ

kolejny dzień w całości poświęcony na projekt. tym razem czyste programowanie. osobiście stwierdzam, że nie nadaję się do pracy w tym fachu. pisanie kodu idzie mi strasznie mozolnie, a najgorsze to są zwykłe, proste błędy które popełniam. przykładowo dwie godziny szukałem takowego, ponieważ program się w pewnym miejscu wysypywał. okazało się, że oczywiście zadeklarowałem łańcuch na 10 znaków, chcąc do niego wpakować 200.. szczęście w nieszczęściu, że wykrycie jego nie trwało dwa dni. dzięki temu, można przystąpić do pisania ostatniego komponentu, wyznaczania szukanej drogi. połowa roboty została zrobiona na projekcie zeszłosemestralnym, kiedy to pisałem algorytm dijkstry.

white rainbow - waves

cały dzień spędzony przed kompem pozwala na ciągłe słuchanie muzyki. ostatnio wciągnąłem się bardzo, a zarazem w końcu!, w twórczość tima heckera. zazwyczaj tak mam, że największe perełki doceniam po dłuższym okresie czasu jedynie ich trzymania na dysku. zaopatrzony w całą dyskografię przełączam się między trzema albumami, włączając najczęściej niesamowity radio amor. zdecydowanie jedno z najlepszych ambientowych wydawnictw w historii globu. odkrywcze, różnorodne, mające głębię w której cały czas doszukuję się nowych dla siebie rzeczy. oczywiście nie jest to dla zwykłej człekokształtnej istoty muzyka łatwa w odbiorze, tak więc powyższe odczucia są wyłącznie subiektywne.

tim hecker – azure azure
loscil - ema

z wytwórni kranky, podobnie jak wspomnianego heckera, męczę systematycznie pana scotta morgana, nagrywającego pod pseudonimem loscil. jego muzyka to cud miód i ukojenie dla duszy. nic tak mnie nie uspokaja jak jego delikatne, pulsujące ambientowe dźwięki. zdecydowanie najlepszy album, to wydane w zeszłym roku plume, będące zarazem jednym z najlepszych wydawnictw roku 2006.



ostatnia pozycja, a zarazem najnowsza w sensie poznania przeze mnie oraz wydania, którą krótko mówiąc molestuję, to gyllyng street jednoosobowej formacji songs of green pheasant. płyta jakże różna, od bardziej piosenkowych, dwóch poprzednich. różniąca się na tyle, iż osobiście uważam, że nie ma sensu porównywać czy jest od nich lepsza, czy gorsza. powiem jedno, jej po prostu trzeba posłuchać. pan duncan zrobił kolejny krok do przodu rozwijając instrumentarium oraz wzbogacając swoją muzykę w elementy elektroniczne do tego stopnia, że momentami słyszymy bardzo porządny ambiencik.