jakcice
w końcu trochę się uspokoiło. po przyjeździe z gór nastał okres, którego potrzebowałem. wyciszenie w ścianach mojego pokoju, przy kompie, przy muzyce, kiedy to nuda przerywana jest zadumą nad lecącymi z głośników dźwiękami. powoli zaczynam poważnie myśleć o zabraniu się za projekt z pk. duży z niego byk, a czasu co raz mniej. builder póki co, jest dla mnie jak wielka, mroczna jaskinia. widzę tylko słabo oświetlone fragmenty skał o które cały czas się obijam. liczę na to, że gdy zrobimy jakiś fragment programu, to go przypadkiem nie usunę. martwię się, bo builder objawiał mi już takie zachowania.
wracając do muzyki, to ostatnio wpadłem na zespół o nazwie gravenhurst, który nagrywa dla wytwórni warp. ich muzyka odstaje jednak od typowych dla niej brzmień. zespół prezentuje coś co określam mianem folk-rock. ładne melodie, delikatny męski wokal, spokojne gitary. najbardziej wgłębiam się w tegoroczny album the western lands, który nieco różni się od wcześniejszych, bardziej akustycznych. gorąco polecam na popołudniowy relaks. ponadto ukazał się nowy songs of green pheasant o nazwie gyllyng street. pan duncan poszedł o krok do przodu, a nawet dwa, poczynając od debiutu. utwory są bardziej eksperymentalne, można rzec ocierają się o ambient. ponadto słychać skrzypce, pianino, trąbkę oraz perkusję, której tak niewiele było we wcześniejszych wydawnictwach. mam nadzieję bażant nie zwolni tempa w wydawaniu swojej muzyki i uraczy nas czymś wkrótce równie dobrym, odmiennym jak gylling street.
♫ flying saucer attack - oceans
dzisiejszego wieczoru wybraliśmy się na jachcice do przedwoja. spęd umówiony już w zakopanem, początkowo miał przyjąć postać trójosobowego spotkania w składzie: ślivka, pan domu i ja. populacja jego jednak zwiększyła się o rabinka, fileta oraz lokę z pauliną. zgodnie z planem był grill skonsumowany równie szybko, jak sporządzony. niezgodnie natomiast, z powodu złośliwości rzeczy martwych, nie obejrzeliśmy umbilical brothers. był za to pokaz koncertów (a jakby inaczej ;p), były wspominki z wyjazdów w góry oraz januszowe teorie na temat jąder na plecach (nie pytać o co kaman :). generalnie było sympatycznie i śmiesznie. spotkanie w zasadzie miało charakter integracyjny. ależ tak, na trzecim roku również można to robić. jutro ciąg dalszy, mianowicie u ślivki kolejny pokaz umbilicali.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home