24 lipca 2007

dzień 8.

po dwóch dniach chodzenia po wysokich górach należy się czas odpoczynku. już w bydgoszczy planowaliśmy wybrać się do drugiego pod względem liczebności miasta na słowacji, mianowicie do koszyc. do popradu dojechaliśmy elektriczką, po czym dalej udaliśmy się pośpiesznym pociągiem relacji bratysława-koszyce. słowackie pociągi jeżdżą zdecydowanie szybciej niż polskie. nie ma sytuacji, że gdy takowy ruszy ze stacji, rozpędzi się do 100 km\h, to po dwóch kilometrach zwalnia do 20stki. na słowacji utrzymują one stałą prędkość około 80-100 km\h. dzięki takim warunkom podróży dystans 101 kilometrów pokonaliśmy zaledwie w czasie 1:15. w koszycach zgodnie z oczekiwaniami panował niemiłosierny upał. to właśnie tutaj temperatura jest najwyższa na całej słowacji.







miasto to nas oczarowało. ślivka uważa je za najpiękniejsze jakie widziała, a dla mnie jest również jednym z faworytów. zadbane, czyste uliczki, dużo fontann, kościołów, pięknych kamienic, miejsc gdzie można usiąść, wypić piwo, spotkać się ze znajomymi. męczeni upałem chłodziliśmy się zimnym piwem, w tym ciemnym sarisem, które tak wszyscy wielbili na licealnej wycieczce. podróż powrotna minęła szybko, na podziwianiu piękna słowacji. w trakcie całej podróży nie było ani jednej niziny. jest to kraj niezwykle pofałdowany, przeto urozmaicony i atrakcyjny turystycznie. trzeba chyba będzie pomyśleć nad wyprawą rowerową w tamte tereny.

więcej w kompot śliwkowy