dzień 1.
do zakopca dotarliśmy zgodnie z rozkładem jazdy przed ósmą rano. ślivka zadzwoniła po marcina, który zjawił się przed dworcem już po kilku minutach. lewy z romą poszli w swoją stronę, bodajże na kwaterę. my natomiast z marcinem do bankomatu oraz sklepu po chleb. nie mogliśmy za długo z nim rozmawiać, gdyż trzeba było ruszać dalej. prywatnym busem pojechaliśmy na łysa polanę, za co daliśmy 7 zł. dojazd z zakopca do morskiego oka podrożał o 2 złote od mojego ostatniego tam pobytu, dwa lata temu. przewoźnicy są mega zachłanni na kasę co objawia się tym, że ładują do busa ludzi jak sardynki, po czym pędzą z nimi 100 km\h na górskich serpentynach. granicę przekroczyliśmy bez problemu. nie trzeba czekać w kolejce za samochodami, gdyż piesi mają pierwszeństwo. na autobus, słowackich już linii, trzeba było czekać około 40 minut. schroniliśmy się w cieniu, gdyż upał dawał już o sobie znać mimo dużej wysokości. za 50 koron od osoby dostaliśmy się do starego smokovca. tam nie zdążyliśmy wysiąść z autobusu, a już pewna pani spytała się nas czy nie potrzebujemy noclegu. zaproponowała pokój w nowej leśnej, miejscowości oddalonej od smokowca o 3 km, w cenie 200 koron. zważywszy na to, że w smokowcu są praktycznie same hotele w cenie minimum 400 koron od osoby, oraz na to, że na elektriczkę z nowej leśnej jest 10 minut spacerem, a można wszędzie nią stamtąd dojechać, wybraliśmy proponowaną nam opcję. do miejsca zamieszkania przywiózł nas mąż pani, który nie mógł być bardziej romowaty niż był :) kwatera w której przyszło nam mieszkać, to wielki trzy piętrowy dom jednorodzinny. po rozpakowaniu się i kąpieli, zmęczeni po podróży zdrzemnęliśmy się na dwie godzinki.
obudziliśmy się przed szesnastą, po czym udaliśmy się na rozeznanie w terenie. w nowej leśnej okazało się nie być typowego sklepu. jest tam winiarnia oraz sklep z mięsem i pieczywem, tyle że bez pieczywa i z czterema wiszącymi kiełbasami. mapa którą kupiliśmy nie obejmowała drogi prowadzącej na przystanek kolejki, poszliśmy więc na czuja szosą skręcając na skrzyżowaniu w lewo. jak się później okazało, należało iść prosto. nie żałowaliśmy jednak tego wyboru ze względu na takie widoki:
po pół godzinie doszliśmy do miejscowości wielki sławkow, bardzo podobnej do tej w której zamieszkaliśmy. kościół, praktycznie wyłącznie domki jednorodzinne i praktycznie wyłącznie romowie. scieżką wśród metrowych traw i chwastów dotarliśmy do stacji elektriczki, którą pojechaliśmy do starego smokowca. miejscowość ta leży u podnóża tatr i ma charakter bardziej turystyczny niż wyżej wspomniane. mnóstwo hoteli, więcej turystów i co ważne sklepy oraz restauracje. upatrzyliśmy sobie w niej przyjemną pizzerię w której serwowano najlepsze pizze jakie w życiu jadłem. to w niej właśnie spożywaliśmy większość ciepłych posiłków w ciągu wyjazdu. pizza od 130 do 170 koron i do tego za 35 zimny złoty bażant.
więcej w kompot śliwkowy
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home