25 czerwca 2007

amjeryka

no i stało się. nasz starosta, radosław krowiec, wyjechał do JuEsEj. akcja pożegnalna jak najbardziej zorganizowana. najpierw ja u ślivki na przed siedemnastą. potem matrixem na kapy. tam z wieżowca wyszły dwa wielkie ziemiosuwacze, a za nimi krowiec i jego mama. pakowanie do matrixa zajęło jakieś pięć minut. 'tutaj połóż. ja wezmę to tutaj. nie to się zsunie. no dobra to może jednak tam.' wszystko zkwitowane tym, by ślivka zmieniła auto na większe :) droga do dworca bardziej zawiła niż labirynt. oddawanie rzeczy karolowi i pożegnanie. potem trochę mniej zawile na dworzec na peron drugi. tam stał pociąg do zakopca, więc miałem okazję obczaić czego i ile. zakopiec pojechał. warszawa przyjechała. no i skinner na rowerze. droga z fordonu na dworzec zajęła mu 15 minut. mówił, że z czterdziestki nie schodził, co niby jego rekordem od teraz jest. chyba jednak rekordem bo się spocił chłopak niemało :) krowiec w tym czasie ulokował się już z mamą w pociągu. ostatnie spojrzenia. łzy w oku. no dobra, może nie łzy ;p pani z gwizdkiem na krowca żeby zamknął drzwi. no więc zamknął i pojechali :)