06 maja 2007

tryty tytryty

kolejny dzień wyjęty z kalendarza, stracony na robieniu niczego konstruktywnego. powoli zaczyna mnie przerażać moje lenistwo i nieróbstwo. nadchodzące dni mają to zmienić. w końcu muszę zebrać się do robienia projektów. jakby nie patrzeć obijam się najbardziej ze wszystkich ludzi w grupie. inni pracują, robią projekty, piszą programy na tk. a ja nic. siedzę przy kompie, patrzę w niebo, odganiam od siebie wszelkie obowiązki jak muchy. na jednym z ostatnich angielskich pani spytała się mnie czy pracuję. dowiedziawszy się, że nie zapytała ponownie czy mam poczucie tego aby pracować, zarabiać pieniądze. moja odpowiedź brzmiała tak samo. od tego czasu zastanawiam się czy coś jest ze mną nie tak. przecież większość ludzi na roku ma już jakieś zajęcie, chociażby dorywcze. pomimo tego że z kasą kiepsko, nie mam poczucia obowiązku zarabiania pieniędzy. tłumaczę to faktem że ostatni semestr był ciężki, nie dostarczył mi wolnego czasu, którego jest teraz tak dużo. staram się więc go wykorzystać ,,jak najlepiej’’ właśnie na zbijaniu bąków.

william basinski – d|p 4

wieczorem koncert w mózgu. w oczekiwaniu na wstęp do klubu przesiadywanie na murku przed savoyem. lubię tam przebywać i patrzeć na żałość przechodzących przede mną dziewczyn. różowe wdzianko, paski na dupie, spalona skóra i białe kozaczki tudzież kilkunastocentymetrowe obcasiki. liczę wówczas metry jakie dzielą je od potknięcia, skręcenia kostki czy też spotkania z asfaltem. po półgodzinnym oczekiwaniu na murku i godzinie prób w końcu koncert. najpierw george dorn screams. odbiór ponownie bardzo pozytywny. ciągła zmiana klimatu: od melancholii po ściany dźwięku niczym eits. po nich zespół z usa – the paper chase. dostali szanse na trzy kawałki, lecz zmarnowali ją. przedwczesne wyjście, mimo to zakończone powrotem do domu na piechtę.



maeror tri – onoskelis

włączyłem dzisiaj powyższą formację, pomimo że ich album posiadam od kilku miesięcy. reakcja na styl tej z  mount eerie – jebłem o biurko. to jest to czego mi teraz trzeba. surowy dronowy ambient. okazało się, że w wytwórni w której wydawali swoją twórczość (formacja już nie istnieje) udzielał się również uwielbiany przeze mnie aidan baker. mowa o drone records. plan na najbliższy czas, to zapoznać się z nią bliżej.

2 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

aidan baker ;)

09 maja, 2007 01:15  
Blogger Buli said...

literówka :)

09 maja, 2007 09:49  

Prześlij komentarz

<< Home