rach ciach ciach!!!
ostatni dzień ferii. rano lenistwo, głupoty, pierdoły. w południe wyjście do galerii w celu zakupu nowego segregatora. na ten semestr czerwony, chudszy, bo w końcu musi być kiedyś łatwiej, mniej, lżej... w sklepie dopadł mnie okropny głód, więc paczka chrupków na przystanku :) więcej takich chrupków w grzejącym skórę twarzy słońcu i z milionami siatek w ręku. ja chcę takie życie. siatki siatki sąsiatki!
teraz siedzę, piję kawę i kontempluję jej smak. w końcu nie muszę jej pić, żeby wkuć cztery strony więcej. w końcu piję ją qrwa dla smaku! od nie pamiętnych czasów włączyłem placebo – wihout you i’m nothing. zdecydowanie ich najlepsza płyta. chwilowa przerwa w ambientach. rozpływam się przy brzmieniu gitar, a na tej płycie jest ono przednie. i ten wokal... uwielbiam. tylko czemu tak rzadko ich słucham???
♫ placebo – you don’t care about us
aaa no i nowe art of fighting już w marcu!!!
teraz już tylko uśmiech na twarzy...
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home