się witało
w sylwka pobudka wyjątkowo wcześnie, bowiem już o 8:30. po dziesiątej byłem u bladego, który tradycyjnie było dopiero wstanięty. pół godziny później wpadł dzik i pojechaliśmy na gdańsk. po drodze wiało tak mocno, że ręce dzika drżały na kierownicy, a samochód rzucało na boki. na drodze co kilkaset metrów połamane gałęzie. do akademików dotarliśmy koło trzynastej, obczaiłem jak mieszkają, poznałem migacza i pojechaliśmy na zakupy do kerfura. kolejki w alkoholowym końca nie było widać, natomiast przy kasach zero czekania. był plan pojechać z dzikiem nad morze obczaić sztorm, jednak wynikło że mało czasu, więc bałtyku nie zobaczyłem. wróciliśmy do akademców, zjedliśmy ryża i zapodaliśmy leżajsk. blady poszedł na wrzeszcz po swoją es, więc ja zapodałem kimę.
o dwudziestej w z bladym, es i migaczem poszliśmy już na stancję, gdzie mieliśmy spędzić resztę wieczoru. na miejscu okazał się być tchó z dziewczyną. siedliśmy przy stole, po kilkudziesięciu minutach przyjechał niejaki kutta z wymiany francuskiej. migacz poszedł po dziewczynę i że tak powiem od tego momentu charakterystyka poszła w dół. na szczęście po krótkim czasie wpadł dzik z didżejem steffem i jego dziewczyną. zaczęły się zwały i picie. picie które znowu było na styl kordzikowego. po drinkach didżeja steffa to już nie pamiętam co piłem. w między czasie przybył migacz ze swą gerl. jednak to nie był już ten migacz. to był migacz, na styl czasembulina. przed dwunastą wyszliśmy gdzieś na jakiś plac. w sumie to nie wiem co się działo, bo nie pamiętam za wiele. resztę sylwestra znam z opowiadań :)
miałem wracać do bydzi o osobowym o 10:30, jednak nie było opcji wstać tak wcześnie. nowy rok stał pod znakiem jednego wielkiego megakaca. cały dzień przeleżany i przestękany. pociąg o 16:51, więc mówię blademu przed szesnastą, żeby zaprowadził mnie na przystanek, bym dojechał do dworca. dojechałem do dworca i tu mały zonk, bo dworzec jakiś mały. pytam się ludzi co to za stacja. oni, że wrzeszcz. a ja na to: ‘o żesz...’. doć mój pociąg zaczyna na głównym, do odjazdu zostało 15 minut, a na główny z lacza jedna godzina. wpadłem więc do pierwszego pośpiecha który przyjechał i podjechałem na główny. tam jeszcze większy zonk, godzina 16:47, a ja nie wiem który peron, nie ma nigdzie rozkładu jazdy, na tablicach elektronicznych ani mru mru o moim pociągu. no chujowo myślę. pytam się ludzi gdzie jest główny hol z kasami i rozkładem jazdy. oni, że „do końca korytarza i w prawo”. no to ja tam biegnę, schodami do góry i wybiegam na miasto. kurwa! tamże pytam się ludzi o to samo. oni, że „do końca korytarza i w lewo”. no to ja tam biegnę, schodami do góry i wybiegam na miasto. kurwa mać! w akcie desperacji jeszcze raz lookam po tablicach elektronicznych. na żadnej nie widzę ‘inowrocław 16:51’. dobiegam do ostatniej, a na niej nic. patrzę niżej, jakieś żółte literki: ‘ inowrocław 16:51’. patrzę na zegarek. 16:53 :/ wybiegam na peron. ciaponga nie ma. myślę chujnia. pytam się kolesia co stoi obok, czy ten do inowrocławia pojechał. on mi, że jeszcze nie przyjechał. okazało się, że 25 minut opóźniony, i że jedzie z gdyni, czyli spokojnie we wrzeszczu bym do niego wsiadł.
w końcu przyjechał, wsiadłem do niego, a tam ciemno. oczywiście biletu nie miałem, bo nie zdążyłem kupić. zresztą nie wiedziałem gdzie, bo gdańsk ma najbardziej zamieszany dworzec w polsce. poszedłem więc do konduktorki. ona że mam wygodnie usiąść, bo nie wiadomo czy dojedziemy do tczewa. no to ja oczy i zrobiłem co powiedziała. z tczewa pociąg ruszył, więc znowu do konduktorki, że nie mam biletu i czy dojedziemy. ona na to, że dojedziemy do bydgoszczy, i że mogę jechać bez biletu, ponieważ dzisiaj za darmo z okazji tego, iż pociąg bez światła i ogrzewania. no to mówię zajebiście, powrót za darmo. pociąg mega rozjebany, bo nawet drzwi się pozacinały między wagonami. gdzieś za warlubiem natknął się na mnie kolega owsiak z roku, więc resztę podróży przegadaliśmy. niby fajnie, że za darmo, ale nie pamiętam kiedy tak zmarzłem. w domu obejrzałem foresta i poszedłem spać.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home