11 stycznia 2007

no jedenesty styczeń dwa tysiące siedem

dzisiaj były ostatnie wyfy w moim życiu i z pewnością w większości z nas. jednak nie wywołało to u nikogo najmniejszego entuzjazmu i chęci wykorzystania czasu, ponieważ takiej zamuły to jeszcze w tym semestrze nie było. ciężko było komukolwiek ruszyć ręką w kierunku piłki. w domu mały fryzjer w celu podcięcia kłaków, po którym pojechałem na uczelnię.
tym razem bez obiadku. przed wykładem dużo śmiechu i zboczonych tekstów, zachowań, itp. zresztą jak zawsze z kordzikiem, zabawnie. na wykładzie masa prezentacji i prezentujących. przecież wiadomo, że wszystko na ostatnią chwilę... z mojej strony zlewka na ten przedmiot. nie ma co się stresować przed ludźmi. nie dla mnie takie akcje.
wieczorkiem przepiszę spicza na kompa, za którego bardzo dziękuję, i postaram się go wkuć. bardzo miły dzień. szkoda, że z zaistniałym totalnym nieporozumieniem. smutne jak ktoś źle odbierze moje zachowanie, szczególnie w taki sposób, że jest to dla niego przykre, a w rzeczywistości nic takiego nie miałem na myśli.

landing - transported