ano leżajsk
jakby to powiedzieć. gówno robię, czyli nic nie licząc wspomnianego gówna. okres poświąteczny miał być przeznaczony na intensywne robienie projektu, sprawozdań oraz notatek na egzamin z tk. zrobiłem najłatwiejsze z projektu, zaprojektowałem se filtry dwa i wykreśliłem dwie charakterystyki. normalnie szał, jestem powalony moją inwencją twórczą. powalony do śmiechu. śmiesznie za to nie będzie za dwa tygodnie, kiedy zaliczenie będzie goniło zaliczenie, a egzamin – egzamin. póki co, nie ma co. czilałtować się trzeba.
miałem się dzisiaj przejść od mediamarkt i domaru kupić słuchawki do empetrzy, ponieważ stare przy ambientach wprowadzają niemile widziane click’i i trzaski. nie poszedłem, ponieważ okazało się, że pieniądze na nie przeznaczone, wydam w sylwestra którego spędzę jednak w gdańsku. grunt to się najebać, niekoniecznie pojebać :) w ogóle fajnie, bo okazał się być jednak pociąg osobowy do bydgoszczy. w końcu dyszkę mniej w plecy.
wczoraj zasypiałem przy substracie biosphere’a. świat chyba nie widział bardziej klimatowego albumu. warunkiem koniecznym do jego przesłuchania jest zgaszone światło i pozycja leżąca. mile widziany jest chłód w pomieszczeniu w którym to robimy. otóż album ten jest to jeden wielki pejzaż mroźnej arktyki na którą zabiera nas w pierwszym utworze samolot. słychać wiatr polarny, ciszę polarną, niesamowite echo i zorzę polarną. ta ostatnia ukazuje nam się w utworze sphere of no-form dokładnie od 3 minuty i 48 sekundy. w moim odczuciu najpiękniejszy dźwięk jaki dała muzyka. gorąco polecam tym, którym brakuje mrozu i śniegu.
♫ tim hecker – azure azure
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home