24 listopada 2006

dobrze będzie

plany całonocnej nauki legły zgodnie z przewidywaniami w gruzach. planowo odpuściliśmy sobie wykład zecha i dotarliśmy na uczelnię o 11. gałgańska okazała się być w porządku, sama śmiała się ze swojej nieudolności. koło przełożone o tydzień. angielski zleciał wyjątkowo szybko i w miłej atmosferze. pozostało jeszcze 150 minut do godziny zero. tradycyjnie poszliśmy na stołówkę gdzie ustanowiłem od dziś dzień, spagettową abstynencję na czas nieokreślony :) nasyceni poszliśmy na główny hol, by powtórzyć po raz ostatni zadania. skinner – przesadziłeś...
na kolokwium zadanie z maxwella. fuck! czemu musiała dać z tym ładunkiem. jedyne, którego rozwiązania nie mogłem spamiętać. będzie laczek. na dodatek nie wzięła mnie dzisiaj do tablicy. na bank pójdę za dwa tygodnie. było przez chwilę smutno, ale najważniejsze, że Ci się udało.
do domu wróciłem totalnie wyczerpany. kąpiel, końcówka skoków, netsurfing. siedzę półprzytomny i zaniepokojony. mam nadzieję, że okaże się, iż to nic poważnego. czekam na wieści.

pan•american – love song