windy(&carl)
dzisiaj ostatni dzień przed dziewięciodniowym weekendem. nie wiem czy się cieszyć, czy nie, ale myślę, że się przyda trochę wolnego czasu na zwolnienie tempa i uporządkowanie paru spraw. pobudka tradycyjnie o 6:30, jedna drzemka, mycie i śniadanie. na uczelni pierwszy raz kawa przed zajęciami. zech skrócony o 40 minut, bo jutro tadeusza. do angielskiego zostało parę dekad, więc poszliśmy na dywan. położyłem się, coastal w uszach. zamuliłem. wszyscy się śmiali, a że mi nie było do śmiechu, więc sobie poszedłem. angielski bez prowadzącego również skrócony. na fizę zgodnie z założeniem nie poszedłem.
♫ low – silver rider
w domu byłem już o 12:30. zjadłem przepyszny kapuśniak oraz ziemniaki z cebulką i postanowiłem pojechać do banku na gdańską po kartę. czekałem z 10 minut w kolejce. miła pani wyszła na chwilę, przyszła z kartą, dała mi ją, podziękowałem, życzyłem miłego dnia i poszedłem. zawitałem jeszcze do olimpii (tam kurtki nie kupię :) oraz do sklepu, który okazał się nie być już sklepem. biorąc pod uwagę fakt, że może być to już ostatni w tym roku tak ciepły dzień, postanowiłem posiedzieć na ławce na mostowej i poobserwować ludzi. jest to jedna z moich najbardziej ulubionych czynności. wszyscy byli zagonieni, pędzili przed siebie nie patrząc na boki, a ja sobie siedziałem. przechodziła para w dredach, kobieta z kremówką, facet z pełną i niepełną taczką, dziewczyna z gołym brzuchem, dwie laski o pożal się boże, koleś z czymś co nie wiem jak sie nazywa. nie przechodził żaden bezdomny, murzyn ani kurwa himalaista. tak siedząc zleciało du och jak doeden i isola kenta. zrobiło się chłodno (zaaaajebiście wiało), więc zwinąłem się do domu zahaczając po drodze o wystawę zdjęć na starym rynku. przed jednym prawie się popłakałem.
♫ low – broadway (so many people)
popołudnie i wieczór spędzone na totalnym czilu. trochę pograłem w pesa, obejrzałem koncert mando diao i sigur ros. resztę wieczoru spędzę przy dźwiękach windy&carl.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home