17 października 2006

englar alheimsins

dzisiejszego ranka po raz pierwszy temperatura tej jesieni dobiła do poziomu zera stopni. byłoby wszystko ok, gdybym nie był przeziębiony, gdybym miał zimową kurtkę i gdybym nie czekał na autobusy w sumie 40 minut. tak, byłem wkurwiony z rana i to porządnie. przepraszam sylwia. wojtyna minął mi zajebiście szybko, ponieważ było bardzo konkretnie, no i śmiesznie z powodu komentarzy rafała na temat marynarki pana profesora :) na macie dyskretnej total abstract, niczym gantz graf duetu autechre. próbowałem dawać radę. większą dał czwóra i dostał rzekomo dwa plusy. rispekt :) na majewskim pierwszy raz pytanko od prowadzącego. roman tradycyjnie rozkminił o co kaman. fenks :) jak zwykle od groma niepewności przy pomiarach, jednak wszystko skończyło się dobrze i z zajęć wyszliśmy cali.

♫ sigur ros & steindór andersen - Hugann Seiða Svalli Frá       (piękny utwór. polecam)

po zajęciach pojechaliśmy na wyżyny po książki z fizyki dla mnie. mimo bolącej jeszcze stopy postanowiłem się z powrotem przejść do domu. na uszach agaetis byrjun sigurów (ostatnio dużo ich słucham), pora popołudniowa, słońce oświetla świat na czerwono. idę powoli i patrzę po drzewach, patrzę po zielonej jeszcze trawie i podśpiewuję tju tju. pięknie chociaż przez chwilę...
w domu obiad, głupia jak zwykle gadka z romkiem, klan, nieudana próba zdobycia kolejnej porcji wiedzy z fizy zakończona zamuleniem. pieprzę, dzisiaj już nic nie robię. na szczęście jutro dzień wolny, więc można się pouczyć :) tak. może się to wydawać absurdem, ale cieszę się, że jest tyle nauki i obowiązków.

hilmar orn hilmarsson & sigur rós - approach/dream