22 lipca 2007

dzień 6.

dzisiejszy dzień spędziliśmy osobno. ja wstałem ponownie o 5:30 i elektriczką udałem się do strbskiego plesa. tatrzańską magistralą dość szybkim tempem powędrowałem do jamskiego stawu (1448m). tam śniadanie, pozdrowienia z turcji od mięcha i równo o godzinie dziewiątej rozpocząłem wspinaczkę na krywań (2495m). od jamskiego plesa do szczytu, do pokonania ponad tysiąc metrów różnicy poziomów. na tabliczce napisane, że czas wędrówki 2,5 godziny. ja bardziej zaufałem wersji z mapy, bowiem tam podają czas 3:45. równym, pewnym tempem wyszedłem z lasu w strefę kosodrzewiny, gdzie ukazał się mój cel:



po godzinie wędrówki w pełnym słońcu, lecz również w co raz silniejszym chłodzącym wietrze, dotarłem do rozstaju dróg pod krywaniem (2140m). tam już większy tłum ludzi. wspinaczka na mały krywań (2335m) bardziej stroma i wymagająca. na jego szczycie otworzyły się piękne widoki na tatry wysokie. ubrany w długi rękaw zacząłem wejście pod główny szczyt krywania. na początku stromo po zwaliskach skalnych, później już typowe wspinanie na czworaka. w paru miejscach przydałyby się łańcuchy, gdyż po deszczu jest tam zapewne niebezpiecznie. na szczycie zameldowałem się przed dwunastą. spędziłem na nim godzinę podziwiając jedną z najpiękniejszych panoram w tatrach.

podejście na krywań (2495m):


widok na polskie tatry zachodnie. w tle czerwone wierchy i giewont (1895m):


widok na rysy (2499m). nad nimi lodowy szczyt (2628m), a po prawej łomnica (2632m):


a to ja :)


zejście z powrotem dość szybkie, w strbskim plesie byłem o godzinie 15:30. pełną kolejką pojechałem do smokovca, gdzie czekała na mnie ślivka, która dzień spędziła w popradzie.

william basinski – el camino real

zobacz tutaj co robiła śliwka

1 Comments:

Anonymous Anonimowy said...

ech, zazdroszczę Krywanii

30 lipca, 2007 16:18  

Prześlij komentarz

<< Home