JAAaaa...
dzisiaj odbył się ostatni egzamin tej sesji, więc postanowiliśmy popołudnie spędzić w sposób rozrywkowy. po godzinie dwunastej ze slivką i romanem udaliśmy się na jego chatę, by ugotować obiad w formie spaghetti z sosem toscana. ślivka sprawnie sobie poradziła z ogromną ilością mięsa i makaronu. my z romkiem za to wypiliśmy po piwku i obejrzeliśmy pierwszą miłość. obiad był gotowy przed drugą, jednak trzeba było czekać jeszcze na kordzika, który zdawał matę dyskretną. na kordzika, ponieważ cała ta akcja, wymyślona przez ślivkę, miała na celu jego dokarmienie, bo biedactwo to nawet kuchenki nie ma w domu :) no więc w ramach czekania pograliśmy w pingla. myślę sobie, że trzeba będzie kiedyś w wakacje spotkać się na dłuższą sesyjkę, jednak może nie na strychu :) w końcu pan kordziński uporał się po dwóch godzinach z panem Z i dojechał do nas w momencie nakładania żarełka na talerze. spaghetti było przepyszne (buziak dla kucharki :* :), jednak zaraz po zjedzeniu udaliśmy się do domów, zahaczając jeszcze o uczelnię po wyniki z dzisiejszego egzaminu, gdyż trzeba było się przygotować na wieczorną imprezę u kordzińskiego.

do fordonu mieliśmy jechać oddzielnie, ale jak to często bywa robimy różne rzeczy w tym samym czasie, więc spotkaliśmy się na moim przystanku. na miejscu domówki okazał się już być rafał i po krótkim czasie damian. wyskoczyliśmy ze ślivką na moment do sklepu po procenty, żeby nie było, że nic nie daliśmy od siebie. w sumie były 2 litry alkoholu, co się wydawało na początku ilością nadmiarową. jakże się pomyliliśmy. o 1. w nocy trzeba było lecieć po kolejną flaszkę :) oprócz wspomnianych powyżej bawili się jeszcze: romek z justyną, kęskrowiec, skinner, gospodarz kordziński i dwaj koledzy z roku, a niedługo z nowej grupy, których imion chyba nigdy nie spamiętam. jeśli chodzi i picie to tradycyjnie narzuciłem sobie za szybkie tempo, więc faza przyszła szybko i z impetem. skończyło się to wspinaniem w deszczu i błocie na górki fordońskie, po czym dziesięciometrowym zjazdem na dupie do fordonu :) tym razem nie samemu, lecz z kordzikiem. wielkie szczęście, że zabrałem ze sobą zapasowe rzeczy do spania, bo kiepsko by wyglądał poranny powrót. wielkie dzięki kordzik za świetną imperezę i sorki za pomazaną ścianę oraz brak pomocy rano w robieniu porządków. kac był silniejszy...

2 Comments:
ooooooooo to chodzi
cala przyjemnosc po mojej stronie oby wiecej bylo takich imprez, nie ma za co przepraszac =grunt ze bedzie co wspominac.. wlasnie obiad u romana byl bardzo smaczny dzieki slivka.
Prześlij komentarz
<< Home