16 marca 2007

krizisus uczelnios cokolwiek robos

w ciągu ostatnich dwóch dni zbyt wiele ciekawego się nie wydarzyło. w środę nie poszedłem na angielski, gdyż kończyłem w tym czasie sprawozdanie z teletransmisji. pojechałem tylko po południu na laborki z tk, które znowu trwały długo ponad planowy czas. opornie idzie nam ten assembler. w czwartek z rana trzy wykłady. nad chodzeniem na światłowody muszę się stanowczo zastanowić. jest to chyba najbardziej niepoukładany i chaotyczny wykład na tych studiach. a szkoda, bo tematyka niezwykle ciekawa. po okienku były laby z teletransmisji. sprawozdania nie oddałem, ponieważ nie wziąłem ze sobą protokołu. groziło to nie przystąpieniem do ćwiczenia, lecz na szczęście nie zostaliśmy wyproszeni. hałabała znowu zadawał tysiąc niesprecyzowanych pytań, więc do ćwiczenia przystąpiliśmy jako ostatni. wieczorem zapodałem kimacza, po czym buszowałem w necie i pograłem w cyma. nie chce mi się uczyć, robić projektów, sprawozdań. chcę iść na rower, jebnąć się plackiem na trawie i patrzeć w niebo mając na uszach kaolin!!!
jeśli chodzi o muzykę to odsłuchałem parę nowych rzeczy. art of fighting jak zwykle piękne i spokojne melodie oraz cudny, kojący wokal. w moim odczuciu ich najpozytywniejsza i najweselsza płyta. inroads, great lake swimmersów zdecydowanie najbardziej folkowa w ich dorobku. nie przebija debiutu. stwierdziłem również, że zaniedbałem z deka muzykę skandynawską. słucham od czasu do czasu mew oraz kent, ale gdzież zapodziała się islandia?!?

explosions in the sky – six days at the bottom of the ocean

pierdolę. nic dzisiaj nie robię...


aha. w końcu włosy podciąłem.

3 Comments:

Blogger p said...

przepraszam, co great lake swimmers? ;)

16 marca, 2007 14:40  
Blogger Buli said...

tak tak, jak napisałem ;p

17 marca, 2007 13:21  
Blogger Buli said...

ah. ongiara, nie inroads.

17 marca, 2007 22:30  

Prześlij komentarz

<< Home