murcof
wieczór zaczął się wyprawą do tesko po zaopatrzenie. jak się okazało tesko nie lubi wina marki sofia, więc kupno tegoż trunku odłożyłem w bliżej nieokreślony czas. podróż do torunia była dla mnie istną męką. ciągła obawa: a może w to drzewo?? w końcu po trzech kwadransach i małym błądzeniu dotarliśmy pod klub. odebraliśmy bilety od borosia po czym znaleźliśmy się z wawą. dużo by mówić co było do czasu koncertu. żem człowiek leniwy akurat w tym momencie, to powiem tylko, że był to czas miliona pytań oraz rozpracowania wina i dżinu. a wszystko z dziwnym uczuciem jakbyśmy się znali od dobrych kilku lat. tematyka: dużo o muzyce, trochę o studiach, trochę każdy o sobie, trochę o niczym.
support nie zrobił na mnie większego wrażenia. dźwięki autechropodobne. ciekawsze od nich były wizualizacje. tuż przed murcofem zgodnie z planem poszliśmy wykończyć co nam w butelkach zostało. do klubu weszliśmy o 00:25 i jak się okazało, bohater wieczoru stał już przy swoim laptopie. wcisnęliśmy się miedzy ludzi i odjaaazd. koleś zaczął niesamowicie, nie po swojemu. coś na styl numeru otwierającego prazision. potem to już bajka. nie było mnie przez cały występ. totalny odjazd. przeszyty na wskroś najdrobniejszymi dźwiękami. i najpiękniejsze, że nie sam w tym wszystkim...
występ trwał tylko godzinę co mnie i myślę, że większość ludzi tam zgromadzonych rozczarowało. czuję również mały niedosyt z braku jakiegokolwiek utworu z remembranzy. było za to dużo nowego materiału, który ma wyjść podobno już w maju. czekam z niecierpliwością. murcof jest po prostu niesamowity. cały czas robi postępy, nie stoi w miejscu...
1 Comments:
możesz być pewny, że nie ostatnie :)
Prześlij komentarz
<< Home